Matura tuż, tuż... aż ciarki przechodzą, gdy liczy się dni oddzielające nas od jednego z ważniejszych egzaminów w życiu. Nie będę więc liczyć, ograniczę się do "tuż, tuż" :) Każdy z nas więc pilnie się uczy, niedosypia, niedojada, dzień i noc siedząc nad książkami (ależ nie ma w tym ani odrobiny przesady!;). W naszej klasie ( nr 26 ), przewodnicząca Natalka Gąciarek, dzień w dzień nakreśla markerem nową liczbę, określającą ilość dni do matury, porywając Pani Maszczyk kolejną karteczkę z notesika na biurku. Nic, więc dziwnego, że z chęcią wracamy wspomnieniami do beztroskich chwil spędzonych razem w szkole. Do takich na pewno można zaliczyć nasze klasowe wycieczki. Było ich sporo, ale to te kilkudniowe najdłużej zapadną w naszą pamięć. Były one idealnymi okazjami do zintegrowania się, oderwania od szkolnych problemów i zobaczenia paru naprawdę wspaniałych miejsc. W wycieczkach brała udział nasza klasa + kilku kolegów z klas zaprzyjaźnionych:) Opiekunami byli Pani Agnieszka Maszczyk (co oczywiste, inaczej być absolutnie nie mogło!) oraz Panni Kamila Bąkowicz. Dzisiaj, w ramach wspomnień, jeszcze raz za te wycieczki obu Paniom dziękujemy.

W drugiej klasie, we wrześniu (23-25.09.2009r.), zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Zakopanego. Chyba nikt nie miał wątpliwości, że będzie udana, ale czy przypuszczaliśmy, że aż tak? Wycieczkowa atmosfera ujawniła się już w autobusie, a potem było tylko lepiej... Zazdrościcie? Bardzo dobrze, bo jest czego. Otóż już pierwszego dnia weszliśmy na Sarnią Skałę. Niezwykle istotne jest to, że weszliśmy na nią wszyscy (bez żadnych wyjątków!), co rozpiera nas ogromną dumą. Nie obyło się bez pozostawienia po sobie pamiątki: napisu z kamieni "2a" - żeby nie było wątpliwości, kto jest najfajniejszy. Mimo zmęczenia starczyło nam sił, aby wieczorem, przy gitarowym akompaniamencie Mateusza Rejmicza, wspólnie sobie pośpiewać. I potem poszliśmy spać. No może nie tak od razu... Ale jak to mówią, wycieczki szkolne nie są po to, żeby spać, tylko żeby się integrować:) Drugi dzień był chyba jeszcze bardziej obfity w wrażenia, a to za sprawą niedźwiedzia. Ale po kolei... Razem z przewodnikiem wyruszyliśmy (albo inaczej - tym razem już tylko wytrwalsza część klasy wyruszyła) nad Czarny Staw Gąsienicowy. Droga prowadziła przez schronisko "Murowaniec". Mniej więcej tam zaczęły kończyć się pokłady energii, specjalnie gromadzonej na ten właśnie dzień. Jednak wieść, jakoby nad Czarnym Stawem pojawił się niedźwiedź, dodała "powera". Każdy chciał zdążyć, zanim miś się schowa. I udało się. Niedźwiedź czekał jakby specjalnie na nas:) Schował się dopiero, gdy zapozował do wszystkich zdjęć. Nad Czarnym Stawem czekała nas chwila odpoczynku. Toczyły się zażarte dyskusje o pingwinach na pustyni, ale tylko wtajemniczeni wiedzą, o co chodzi. Nie zaplanowanym, ale nie mniej ekscytującym wydarzeniem był postój tuż przy czymś na kształt wesołego miasteczka. Tam nasze niezwykle odważne koleżanki dały się zamknąć w plastikowo - foliowych kulach pływających beztrosko w basenie. Byli tacy, co nie szczędzili łez oglądając te zabawę!!! Trzeci dzień to Gubałówka, Krupówki, kupowanie pamiątek i oscypków, no i niestety pożegnanie z górami.

O ile ta wycieczka upłynęła pod znakiem bezspornej radości, gdyż był to nasz pierwszy trzydniowy wyjazd, o tyle kolejnym razem pojawiła się już pewna melancholia - wycieczka na Kaszuby miała być ostatnią. Na nią również wybraliśmy wrzesień (27-29.09.2010r.). Zakwaterowani byliśmy w miejscowości o wdzięcznej nazwie Wdzydze Kiszewskie. Miejsce ładne, aczkolwiek gdy trzeba było wypełnić pozwolenie na wyjazd, podpisywane potem przez rodziców, pojawiły się pewne trudności z odmianą tejże nazwy. Po raz kolejny ujawniła się nasza błyskotliwość, gdyż pomysłów było co nie miara. Kolejności zwiedzania nie jestem w stanie sobie przypomnieć, ale darujmy sobie chronologię, ważne są fakty:) Odwiedziliśmy Gdańsk i tu okazało się, że przewodników mamy dwóch - przewodnika właściwego oraz Panią Agnieszkę Maszczyk, która studiowała w tym pięknym mieście i miała nam dużo do powiedzenia na jego temat.

Byliśmy na Westerplatte, w Nowym Porcie, dokładnie zwiedziliśmy Stare Miasto, standardy takie jak: Ratusz, Złota Brama, Długi Targ, Żuraw, Bazylika Mariacka. Był też Toruń - zwiedzany krótko, ale intensywnie, było kupowanie pierników, rozmowy o Koperniku i o ile dobrze pamiętam był deszcz. Tak, deszcz towarzyszył nam przez całą wycieczkę. Jednak najbardziej charakterystycznym punktem wyprawy był Szymbark. Czego tam nie widzieliśmy? Była najdłuższa deska świata, śpiewanie kaszubskich nut, dom do góry nogami, który wzbudził więcej emocji, niż by się można było tego spodziewać. Utrzymanie równowagi podczas poruszania się, nie było jednak tak proste, jakby mogło to się wydawać na pierwszy rzut oka. Szczególnie mocne wrażenie wywarł na błędniku naszej Kochanej Pani Wychowawczyni, która jednak nie poddała się i wycieczkę po domu odbyła. Byliśmy także w Domu Sybiraka oraz zrekonstruowanym baraku zamieszkiwanym niegdyś przez zesłanych na Syberię. Historie opowiedziane nam przez przewodnika przydały się potem przy omawianiu literatury łagrowej, także była to wycieczka jak najbardziej edukacyjna. Co jeszcze? Jeszcze bunkier. Tam mieliśmy okazję poczuć się tak, jak czuli się żołnierze, którzy pod ziemią przeczekiwali nalot wroga.A w autobusie zrobiliśmy sobie karaoke. Hitem okazała się piosenka "Mój przyjacielu" w wykonaniu Adama Ronca.


Wspominać można byłoby jeszcze długo i mam nadzieję, że po maturze nie raz się spotkamy, aby przypomnieć sobie stare czasy. Na szczęście historii wywołujących uśmiech na naszych twarzach jest bez liku:))

Maria Derendarz
Brygida Cieluba
Sandra Maciejek
Magdalena Sokołowska

KONTAKT

REKRUTACJA

ZASTĘPSTWA

PLAN LEKCJI

SAMORZĄD UCZNIOWSKI

DZIAŁ PRZYRODNICZO MATEMATYCZNY

DZIAŁ
HUMANISTYCZNY

DZIAŁ
JĘZYKÓW OBCYCH

DZIAŁ SPORTOWY

DZIAŁ
ARTYSTYCZNO-
KULTURALNY

PLANETARIUM

SZUKAJ